Misjonarze z Dywanowa. Część II Jonasz Polski Szwejk na misji w Iraku
- Dodaj recenzję:
- 1672
- Producent: Zdanowicz
- Autor: Władysław Zdanowicz
-
- Cena netto: 28,48 zł 39,90 zł 29,90 zł
Misjonarze z Dywanowa. Część II Jonasz Polski Szwejk na misji w Iraku
rok wydania: 2011, wydanie pierwsze
ilość stron: 384
ISBN: 978-83-925232-1-5
format: 165x204 mm
oprawa: miękka
Opis
Zacząć muszę od cytatu.
„Sztab to instytucja wojskowa gromadząca w sobie wysoce wyspecjalizowane grono […] wybitnych specjalistów, którzy świetnie sobie radzą z przemieszczaniem dużych formacji bojowych na mapach i planszach, a jednocześnie nie potrafią znaleźć kibla poza terenem swojej pracy […], których bronią jest przeważnie ołówek oraz mapa zwana potocznie sztabówką. […] Dla których drzewo to tylko pionowy, widoczny i palny element krajobrazu o właściwościach maskujących, pożądany przez nich w większym skupieniu. Mróz to zjawisko fizyczne powodujące twardnienie wody, a powietrze... to ośrodek gazowy konieczny przy prowadzeniu działań naziemnych.”
Ten tekst zaczerpnąłem z następnej, rewelacyjnej książki Władysława Zdanowicza pt. „MISJONARZE Z DYWANOWA – POLSKI SZWEJK NA MISJI W IRAKU”. Następnej, bo pierwszą, którą dosłownie pochłonąłem była część I trylogii o podtytule „PINKY, czyli nowicjusz”. Tom drugi autor zatytułował „Jonasz” i jest ona kontynuacją historii szeregowego Piotra Leńczyka, który dzięki zadziwiającemu zbiegowi okoliczności znalazł się wśród polskich żołnierzy skierowanych na misję do Iraku. Mimo, że nie jestem wykwalifikowanym, zawodowym recenzentem, śmiało umieściłem wcześniej słowo „rewelacyjnej”, bowiem wartość książek Zdanowicza docenili prawdziwi specjaliści w tej dziedzinie. Wszystkie trzy (!) pozycje tego autora o polskich „misjonarzach”, a także czwarta pt. „Afganistan – Relacja BORowika” zostały umieszczone w zbiorach Biblioteki Kongresu USA, o czym świat został poinformowany przez VIAF (Virtual International Authority File) – Międzynarodową Kartotekę Haseł Wzorcowych katalogującą światowe zbiory biblioteczne. Ważna to informacja dla polskich literaturoznawców, jednak w naszym kraju przeszła całkowicie niezauważona, a śmiem twierdzić, że w ramach cenzury, całkowicie zignorowana przez polskie środki tzw. „masowego przekazu”. Jak można wyjaśnić tak zadziwiający fakt? Wyjaśnienie jest banalnie proste. Zdanowicz miał odwagę prostym, wojskowym językiem opisać stan naszej armii. Nie obawiał się smutnej prawdy o jakości kadry oficerskiej, stanie uzbrojenia i umundurowania, stosunkach interpersonalnych w Wojsku Polskim. Ta właśnie prawda musi być na tyle niewygodna dla decydentów edytorskich, że autor musiał swoje prace wydawać sam, a informacje o jego sukcesach i wysokich ocenach Czytelników są skrzętnie ukrywane.
„Jonasza” czyta się zupełnie inaczej, niż tom pierwszy trylogii. Już nie są tak częste, nieposkromione wybuchy śmiechu, bo czytelnik doskonale pamięta posmak goryczy, jaki pojawił się wraz z przemyśleniami następnego dnia po zakończeniu pasjonującej lektury, wtedy, gdy pojawiła się myśl – to przecież nasza armia, nasza duma i nasza tradycyjna sława. Teraz, następna książka Zdanowicza powoduje refleksje natychmiastowe, kiedy kolejne opisane przez autora zdarzenia przywołują obrazy znane z przecieków medialnych. Przecieków, bo pełne informacje o faktycznym obrazie naszych sił zbrojnych nie pojawiają się nigdy. Nie zmienił (na szczęście) autor wojskowego języka narracji, zapewniającego dialogom i relacjom fascynującą autentyczność, a wartkością opisywanych wydarzeń dorównać może prawdziwym mistrzom gatunku. I nie ukrywam. Zaskoczył mnie Zdanowicz elementem, którego się nie spodziewałem. Gdzieś głęboko chyba w nim drzemie skrzętnie ukrywany romantyk. W zakończeniu z zaskakującą u niego łagodnością pokazał, że polski żołnierz potrafi w ujmujący, pełen prawdziwego szacunku podziwiać urodę damy w mundurze i hmm… potrafi zdobywać jej przychylność.
Taką właśnie przychylność zjednują sobie książki Władysława Zdanowicza, bo ich lekturę trudno nazwać czytaniem. A jak nazwać? „Misjonarzy” się… smakuje, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy przesadzam? Chyba nie
Dalsze przygody szeregowca Leńczyka w Iraku. Po postawienie go przez dotychczasowego dowódcę do dyspozycji dowódcy bazy Camp Echo, trafia do plutonu rotacyjno-dyspozycyjnego pod rozkazy sierżantów Gecco i Drwala.
rok wydania: 2011, wydanie pierwsze
ilość stron: 384
ISBN: 978-83-925232-1-5
format: 165x204 mm
oprawa: miękka
Opis
Zacząć muszę od cytatu.
„Sztab to instytucja wojskowa gromadząca w sobie wysoce wyspecjalizowane grono […] wybitnych specjalistów, którzy świetnie sobie radzą z przemieszczaniem dużych formacji bojowych na mapach i planszach, a jednocześnie nie potrafią znaleźć kibla poza terenem swojej pracy […], których bronią jest przeważnie ołówek oraz mapa zwana potocznie sztabówką. […] Dla których drzewo to tylko pionowy, widoczny i palny element krajobrazu o właściwościach maskujących, pożądany przez nich w większym skupieniu. Mróz to zjawisko fizyczne powodujące twardnienie wody, a powietrze... to ośrodek gazowy konieczny przy prowadzeniu działań naziemnych.”
Ten tekst zaczerpnąłem z następnej, rewelacyjnej książki Władysława Zdanowicza pt. „MISJONARZE Z DYWANOWA – POLSKI SZWEJK NA MISJI W IRAKU”. Następnej, bo pierwszą, którą dosłownie pochłonąłem była część I trylogii o podtytule „PINKY, czyli nowicjusz”. Tom drugi autor zatytułował „Jonasz” i jest ona kontynuacją historii szeregowego Piotra Leńczyka, który dzięki zadziwiającemu zbiegowi okoliczności znalazł się wśród polskich żołnierzy skierowanych na misję do Iraku. Mimo, że nie jestem wykwalifikowanym, zawodowym recenzentem, śmiało umieściłem wcześniej słowo „rewelacyjnej”, bowiem wartość książek Zdanowicza docenili prawdziwi specjaliści w tej dziedzinie. Wszystkie trzy (!) pozycje tego autora o polskich „misjonarzach”, a także czwarta pt. „Afganistan – Relacja BORowika” zostały umieszczone w zbiorach Biblioteki Kongresu USA, o czym świat został poinformowany przez VIAF (Virtual International Authority File) – Międzynarodową Kartotekę Haseł Wzorcowych katalogującą światowe zbiory biblioteczne. Ważna to informacja dla polskich literaturoznawców, jednak w naszym kraju przeszła całkowicie niezauważona, a śmiem twierdzić, że w ramach cenzury, całkowicie zignorowana przez polskie środki tzw. „masowego przekazu”. Jak można wyjaśnić tak zadziwiający fakt? Wyjaśnienie jest banalnie proste. Zdanowicz miał odwagę prostym, wojskowym językiem opisać stan naszej armii. Nie obawiał się smutnej prawdy o jakości kadry oficerskiej, stanie uzbrojenia i umundurowania, stosunkach interpersonalnych w Wojsku Polskim. Ta właśnie prawda musi być na tyle niewygodna dla decydentów edytorskich, że autor musiał swoje prace wydawać sam, a informacje o jego sukcesach i wysokich ocenach Czytelników są skrzętnie ukrywane.
„Jonasza” czyta się zupełnie inaczej, niż tom pierwszy trylogii. Już nie są tak częste, nieposkromione wybuchy śmiechu, bo czytelnik doskonale pamięta posmak goryczy, jaki pojawił się wraz z przemyśleniami następnego dnia po zakończeniu pasjonującej lektury, wtedy, gdy pojawiła się myśl – to przecież nasza armia, nasza duma i nasza tradycyjna sława. Teraz, następna książka Zdanowicza powoduje refleksje natychmiastowe, kiedy kolejne opisane przez autora zdarzenia przywołują obrazy znane z przecieków medialnych. Przecieków, bo pełne informacje o faktycznym obrazie naszych sił zbrojnych nie pojawiają się nigdy. Nie zmienił (na szczęście) autor wojskowego języka narracji, zapewniającego dialogom i relacjom fascynującą autentyczność, a wartkością opisywanych wydarzeń dorównać może prawdziwym mistrzom gatunku. I nie ukrywam. Zaskoczył mnie Zdanowicz elementem, którego się nie spodziewałem. Gdzieś głęboko chyba w nim drzemie skrzętnie ukrywany romantyk. W zakończeniu z zaskakującą u niego łagodnością pokazał, że polski żołnierz potrafi w ujmujący, pełen prawdziwego szacunku podziwiać urodę damy w mundurze i hmm… potrafi zdobywać jej przychylność.
Taką właśnie przychylność zjednują sobie książki Władysława Zdanowicza, bo ich lekturę trudno nazwać czytaniem. A jak nazwać? „Misjonarzy” się… smakuje, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy przesadzam? Chyba nie
Dalsze przygody szeregowca Leńczyka w Iraku. Po postawienie go przez dotychczasowego dowódcę do dyspozycji dowódcy bazy Camp Echo, trafia do plutonu rotacyjno-dyspozycyjnego pod rozkazy sierżantów Gecco i Drwala.